niedziela, 22 czerwca 2014

Smacznie być na językach

Są takie miejsca, gdzie wchodzisz i czujesz się jak u siebie. Otoczenie, dźwięki, cała atmosfera otulają i przyjemnie rozleniwiają. I nie piszę tu o moim domu, o nie :) Mowa o moim numerze jeden wśród szczecińskich restauracji: Bistro na językach. Bistro odkryłam rok temu przed koncertem Nelly Furtado. Szukaliśmy miejsca, żeby coś zjeść, przechodziliśmy obok i pierwsze na co zwróciliśmy uwagę, to wystój – urządzony ze smakiem, klimatyczny lokal. Wnętrza są urządzone w stylu minimalistycznym, skandynawskim, w kolorach szarym i turkusie. Chyba nie muszę dodawać, że to mój ulubiony zestaw kolorów :) Potem przekonaliśmy się, że jeszcze lepiej smakuje niż wygląda (czy to możliwe... a jednak).


Bistro na językach funkcjonuje w nietypowy sposób. Nie znajdziesz tutaj kelnera. Musisz radzić sobie sam. Nietypowe i fajne. Przy wejściu dostajesz kartę, na którą później nabijane są Twoje jedzeniowe wybory. Kuchnia podzielona jest na stanowiska: zupy, dania główne, sałatki. Z menu wybierasz, to na co masz ochotę, podchodzisz do odpowiedniego stanowiska, zamawiasz i... kolejna niespodzianka. Dostajesz pejdzer. Nikt nie krzyczy, jak w barze mlecznym: Mielone proszę. Kiedy Twoje danie będzie gotowe, zostaniesz dyskretnie o tym powiadomiony. Poza tym, kolejna przyjemność – obsługa przygotowuje posiłki na Twoich oczach.



Moich zachwytów nad Bistro na językach może nie być końca :)




0 komentarze:

Prześlij komentarz