niedziela, 25 maja 2014

Recenzja: dwie książki Mankella i Domek na plaży Jane Green


Dzisiaj mam dla Was recenzje trzech książek. 
Zacznę od tej najbardziej lekkiej, łatwej i przyjemnej. Książka idealna na letnie wieczory, do czytania na plaży albo na łące. Zdecydowanie wprawia w dobry nastrój. Jest dosyć przewidywalna, ale to zaliczyłabym na plus. Nie zawsze trzeba czytać literaturę „z górnej” półki. Dom na plaży Jane Green, to relaks w czystej postaci. Początkowo poznajemy losy bohaterów, kawałek po kawałku, każdą postać Oczywiście można się tylko domyślać, że ich losy się połączą. Akcja się rozwija, pojawiają się problemy, ale koniec końców – wszystko kończy się dobrze.
Moja ocena: 7,5 / 10 za słoneczne opisy, oderwanie czytelnika od rzeczywistości i uśmiech na twarzy podczas czytania.

Kolejne dwie książki będą zdecydowanie mniej słoneczne. Szczerze mówiąc u Kurta Wallandera ciągle wieje wiatr, pada śnieg lub deszcz, i jak to w Skandynawii, w jesienne, czy zimowe dni, jest ciemno i trochę depresyjnie. Druga dzisiejsza recenzja dotyczy książki Morderca bez twarzy Henninga Mankella. Książki z serii z Kurtem Wallanderem zaczęłam czytać jakoś od środka, ale nie ma to większego znaczenia. Niby jest zachowana chronologia, ale autor tylko wspomina, że Wallanderowi przytrafiło się to, czy tamto. Nigdy nie podaje rozwiązania, więc można czytać i człowiek nie dowie się, jaki był wynik poprzedniego śledztwa w innej książce.
Morderca bez twarzy to pierwsza książka z serii z Kurtem Wallanderem. Jeszcze dosyć młody facet, właśnie się rozwodzi, ma problemy z córką, ogólnie życie prywatne wali mu się w gruzach. Jak to w życiu bywa, nikt wtedy nie daje Ci wolnego od pracy, więc Wallander stara się jakoś łączyć jedno z drugim. Za co uwielbiam książki Mankella? Za to, że główny bohater jest ludzki. Ma słabości, coraz bardziej lubi alkohol, na przemian upada i wstaje, czasami jest strasznie gderliwy. I w tym wszystkim budzi sympatię. Sama książka ma wątek główny, ale żeby nie było czytelnikowi za łatwo, autor dokłada nam jeszcze parę tropów dodatkowych i wielu podejrzanych. Motywem przewodnim jest brutalne morderstwo, jednak w tle pojawia się rasizm, relacje policja a dziennikarze plus presja opinii publicznej. A na koniec rozwiązanie. Kiedy czytam kryminały, lubię obstawiać zakończenie. U Mankella wcale nie jest tak łatwo trafić. Tym razem mi się nie udało. Zakończenie jest... przeczytajcie sami, myślę, że Was zaskoczy.
Moja ocena: 9 / 10. Książka na początku potrzebuje chwili, żeby się rozkręcić. Gdyby nie to, byłoby pełne 10. Także nie zrażajcie się, tą książkę warto przeczytać.

Z półki w bibliotece zdjęłam drugą książkę Mankella, Niespokojny człowiek. Kiedy zaczęłam czytać, okazało się, że jest to ostatnia książka z serii o Wallanderze. Tak więc po początku, przeskoczyłam na koniec. Od czego mogę zacząć Wam opis książki... Od tego, że jest to bezapelacyjnie najlepsza książka Mankella, jaką na razie przeczytałam. Po prostu ją wchłonęłam. Mogłam czytać ją w nocy, potem chodzić niewyspana. Nieważne! Książka wciąga. Ta książka ma też dla mnie coś osobistego. Na razie pominę wątek kryminalny, bo obok niego w książce równie ważny jest sam Wallander i jego rozmyślania o przemijaniu i o życiu. W tej książce Kurt ma już na karku sześćdziesiątkę i zaczyna robić rachunek sumienia. To czasami wzrusza, przynajmniej mnie, bo mój tata jest w podobnym wieku i niektóre przemyślenia Wallandera odnosiłam do niego. To wszystko sprawia, że Niespokojny człowiek jest momentami smutny, ale i bardzo prawdziwy, bo wierzę że każdego z nas dopadnie prędzej czy później strach przed starością i myśl, że koniec życia depcze nam po piętach.
A teraz sama treść. W Niespokojnym człowieku Wallander prowadzi prywatne śledztwo zaginięcia rodziców partnera Lindy, swojej córki. Książka ma trochę wątek szpiegowski, powoli wychodzą na jaw coraz nowe fakty, które obracają dotychczasową fabułę o kilkadziesiąt stopni, a czasem odwracają ją do góry nogami.
Literaturę skandynawską trzeba lubić. Jest mroczna, pochmurna, czasami człowiek ma wrażenie, że wszyscy w Skandynawii powinni mieć z automatu depresję. I kiedy czytam opisy pogody, to jakbym czytała o moich rejonach, gdzie mieszkam. Faktycznie, nawet blisko mi do Ystad, rzut beretem przez Bałtyk, ale łapiemy się na taką samą pogodę. Dobrze, że mamy lato!
Moja ocena: 10!/10. Polecam!
I na koniec Jak to robią twardzielki Marioli Zaczyńskiej. Książkę odłożyłam po przeczytaniu paru stron. Niestety nie podszedł mi sposób pisania autorki. Być może kiedyś zrobię kolejne podejście.  



0 komentarze:

Prześlij komentarz